Weekend na szybko prosze…

Bezdomne dzieci

Kolejny, dziesiaty juz, weekend 2009 roku za nami. Tym razem dluzszy, bo az trzydniowy. Jednak zyjac w dobie miniaturyzacji i wciaz zmniejszajacych sie dystansow, udalo nam sie w te trzy dni zapakowac wydarzen godnych calego tygodnia.

Zaczynajac chociazby od zwyklego czwartku w pracy, ktory final swoj znalazl o 3 w nocy w Olsztynie, juz jako piatek wlasciwie 😀 Potem szybki, ekspresowy sen na niesamowicie niewygodnym lozku :/, sniadanko i trzygodzinna wizyta u dentysty :D, ktora to byla jedna z glownych przyczyn naszej weekendowej eskapady. Herbatka i ciasto u babci, po ktorych to udalismy sie do domu na obiad. Potem zdecydowanie za krotkie lezakowanie, kolejna harbatka, pogaduchy i partyjka w kosci do nocy – delikatnie tylko podkrapiana – ktora to udowodnila, ze Londyn gora!!! Najgorzej poszlo Paslekowi – trzy zera pod rzad!!!

Po kolejnej nocy na „ziarnku grochu” zasiedlismy do kolejnej rodzinnej herbatki i chwile pozniej popedzilismy odwiedzic dziadka, po to tylko aby zalapac sie na….. herbatke 😀 Na obiad wybralismy Karczme Warminska w Gietrzwaldzie, gdzie zaserwowano nam selekcje wyrobow maczno-ziemniaczanych oraz mise pelna miesa :] Jako ze nieublagany czas siedzial nam na karku, zmylismy sie dosc szybko i pomknelismy pieknymi polskimi drogami do Toronto, gdzie oczekiwano nas o 19:00. Na szczescie nie bylo ruchu a moja znajomosc torunskich skrotow przetrwala od czasu studiow i znalezlismy sie na miejscu dokladnie o czasie. Agnieszka czekala juz, specjalnie dla nas otwierajac swoj zaklad fryzjerski, gdzie ze mna poszlo dosc szybko, ale Gwiazda siedziala ponad godzine. Pozniej dowiedzialem sie, ze to „wyjatkowo szybko” !!!

Choc slonce zadomowilo sie juz za horyzontem, nasz dzien wlasciwie dopiero sie zaczynal. Kolejne osoby dolaczaja do grona 30-latkow i tym razem przyszla pora na Dominike i Kaske – kolezanki Natalii, ktore nic nie widzialy o naszej wizycie. Dominike zaskoczylismy na schodach na Koncu Swiata i Jej mina na nasz widok byla soczysta wisienka na dosc karkolomnym torcie naszej wizyty. Kaska natomiast skwitowala pojawienie sie Natalii slowami: „O kurwa!!! Natalia!!!” Potem zaczely sie obsciski, calowanie, zyczenia, gadanie, opowiadanie i ploteczki. Ja natomiast wyrwalem sie po zasluzonego browara… Po malym klubbingu z kilkoma chlopakami wrocilismy w koncu na Koniec Swiata – bo tak nazywa sie knajpa – i okolo 4:00 wybralismy sie do domu. Sami, bo w pewnym zamieszaniu, zwiazanym z nieobecnoscia kilku osob, o nas zapomniano. Znalezlismy po drodze kebaba, ktory w takich alkoholowych sytuacjach dziala nie gorzej niz amol no bole glowy 😀 Z zachwianym poczuciem pionu i usmiechem goopka na ustach trafilismy przed drzwi solenizantki, gdzie dolaczylismy do grona pozostalych imprezowiczow koczujacych na klatce schodowej. Zamieszanie, w ktorym o nas zapomniano, zawieruszylo rowniez glownych klucznikow i wlascicielka mieszkania Domninika zostala razem z nami przed drzwiami bez kluczy 🙂 Kilka osob juz spalo w domu ale ani brzeczacy przez godzine dzwonek ani walenie do drzwi ich nie zbudzilo. W koncu po setkach smsow, dziesiatkach telefonow i niecenzuralnych wiadomosciach zostawionych na skrzynkach klucze dotarly, prowadzone przez dosc juz „wesolego” Szymona.

Po rozparcelowaniu podlogi i przydzialowym kocyku (tudziez szlafroku) dla kazdego, dom wypelnilo chrapanie pijackich mord, ktore chrapaly tak „az” 5 godzin!!! Jako, ze moj brzuszek nie bardzo przychylnie patrzyl na sniadanie nie pozostalo mi nic innego jak walnac sie ponownie do lozka. Obudzony „warczeniem zoladka” okolo 14-tej dolaczylem do ekipy wybierajacej sie do Manekina. Dzien kobiet i ladna pogoda zapelnily jednak wiekoszosc knajp, wlaczajac Manekina, i ostatecznie wyladowalismy w „Leniwej” na pierogach.

W trakcie posilku okazalo sie, ze kiszki moje wrocily juz do pelni sil. Obiadek wtrzasnalem z wielkim mlaskiem a maslaneczka jako zapitka okazala sie bardzo dobrym pomyslem… Zamiast lezakowania natomiast, spakowalismy sie do auta i wyruszylismy w 200km podroz do Gdanska. Udalo mi sie przetestowac autostrade A1, ktora zdecydowanie skrocila nam czas podrozy. I bardzo dobrze bo kolejnych 30 minut juz bym nie wytrzymal….

W Gdansku zdalismy samochod i korzystajac z pomocy Irka i Gosi znalezlismy sie na Suchaninie. Tam czekal juz suto zastawiony stol i zimny browarek (dzieki Irek!). Posiedzielismy do wczesnego wieczora bo jak z dziurawej detki zeszlo z nas cale powietrze po czym padlismy do lozka na kilka godzin. Kilka, bo musielismy wstac o 4:30, zeby zdazyc na somolot do Londynu. Na szczescie obylo sie bez wiekszych poslizgow i juz o 10:00 zameldowalem sie grzecznie do pracy gdzie z trudem walczylem z obowiazkami w przerwach piszac ten wpis…

Bezdomne dzieci
Bezdomne dzieci
Hogan - kot taty 🙂
Czekajac na klucznikow
Moje oczka mowia wszystko...
Z solenizantka Dominika
Partyjka w kosci
Poranek poimprezowy

3 komentarze

  1. dziękuję jeszcze raz za niespodziankę!!!
    ale na zdjęciu wyglądam koszmarnie, tom,w ramach prezentu mogłeś mnie trochę „poprawić” 😉

  2. Spoko Dominia, kazdy wie, ze to bylo pod koniec imprezy, nad ranem. Poza tym jak sie nosi czarny(a jest sie blondynka) to wiadomo, ze wszelkie since itp sa bardziej widoczne…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *