Trzydziesci – czyli wymasowane zuzlowe bluesy w Cardiff

30-tka

Nawet nie wiem jak i od czego zaczac… Ostatnie dwa tygodnie to jakas astronomicznych rozmiarow kumulacja wydarzen. Moze pozale sie najpierw, ze znowu nie mam Mustanga 🙁 Zaniemoglo biedactwo i moje zdolnosci lecznicze oraz wiedza w zakresie przypadlosci mechanicznych sie skonczyla. Zanim jednak oddalem auto w dobre – mam nadzieje – rece sam sporo grzebalem spedzajac kazdy lunch i wieczor z glowa pod maska albo miedzy kolami. Ilosc benzyny jaka sie opilem, lub jaka wylala sie na mnie spokojnie wystarczylaby na zrobienie 100km jakims malym wspolczesnym samochodem 🙂

Ku uciesze Natalii moje „rece robola” dochodza juz do siebie – choc sladow walki nie brakuje (zadrapania, rany, bable i brud 🙂 ) Pierwszy weekend od odebrania auta – ten dwa tygodnie temu – mialem tak zajety, ze nie zdazylem sie nawet nacieszyc autem :/ Po pierwsze strzelalem wesele Ani i Marcina i na wlasne oczy przekonalem sie ile jeszcze stresow mnie czeka 🙂 a po drugie Gwiazda dolaczyla do grona dziesieciokrotnych trojeczek i zorganizowala na te okazje male party ogrodowe w stylu greckim (ouzo, pistacje, gyros, szaszlyki, feta i owoce egzotyczne). Pojawila sie spora liczba osob z kazdego zakatka Londynu a po pierwszej „migracji na ostatnie metro” niedobitki skonczyly bawiac sie nowym prezentem Natalii – mikrofonem do karaoke 🙂 A wszystko za sciana nowej wspollokatorki, ktora musiala nie dosc, ze sie nie wysypac to jeszcze sie niezle nasmiac z naszych wystepow. Moze troche nieobiektywnie ale uwazam, ze to jak zaspiewalismy z Gwiazda „Mydelko Fa” kwalifikowalo nas do jakiejs nagrody… a skonczylo sie na zmywaniu naczyn i sprzataniu po imprezie….

30-tka
30-tka: siedzenie po turecku na greckiej imprezie
30-tka: z pomoca Dominika
30-tka: jedza i pija...
30-tka: autoportret

30-tka: wiecej gwiazd...

Cieknacy od pylkow nos nie do konca idzie w parze ze spozywaniem alkoholu dlatego w niedziele wstalem prawie z kurami i wybralem sie na maly zlot samochodow, tylko, zeby w drodze powrotnej przekonac sie, ze malenstwo zaniemoglo…

Tydzien minal, jak juz wspomnialem, na grzebaniu przy silniku oraz na odliczaniu do dlugo oczekiwanej i duzo-za-dlugo odkladanej wizyty moich rodzicow. Jakis czas temu pojawil sie spontaniczny plan weekendowego wypadu i dosc szybko wszystko zorganizowalismy. Rodzice przylecieli w czwartek wieczorem. W piatek poszwedali sie po Londku (sami!!!) a juz o 7:00 rano w sobote bylismy gotowi do dlugiej podrozy do Cardiff gdzie czekalo na nas mnostwo atrakcji – takich zaplanowanych jak i dosc nieoczekiwanych…

Ten spontaniczny pomysl, o ktorym wspmnialem zrodzil sie po uslyszeniu, krotkiej informacj w radiu: B.B.King oglosil kilka koncertow w UK. Dlugo sie nie zastanawielem bo juz raz ostatnia okazja zobaczenia krola bluesa na zywo przeszla mi kolo nosa w 2006 roku kiedy to odbywala sie pozeganalna trasa koncertowa 80 letniego wtedy bluesmena. Okazalo sie jednak, ze Krol, pomimo 83 lat na karku ma sie na tyle dobrze, ze postanowil ponownie odwiedzic wyspe. Moje kilkuminutowe wachanie i tak wystarczylo, zeby bilety na koncert w Londynie zostaly wyprzedane! Pozostalo zaaregowac szybko i kupic bilety na wystep w Cardiff. Czemu to takie wazne??? Bo moja historia z bluesem rozpoczela sie od plyty winylowej, ktora mial moj ojciec – B.B.King Live in County Cook Jail. Plyte obaj wymeczylismy niemilosiernie i blues wplotl sie gdzies geloboko w nasze muzyczne zwoje 🙂 Skoro juz w 2006 roku King chcial sie zegnac z wystepami MUSIALEM wziasc ojca i zobaczyc B.B.Kinga na zywo. Tym razem to naprawde byla ostatnia dla nas szansa. No chyba ze, jak zartuje moj ojciec, ze kilka lat Krol znowu przyjedzie sie pozegnac….

Tak wiec plan dla mnie i dla padre byl ale chcialem zobaczyc sie takze z mama, ktora bluesa nie trawi, musialem wiec wymyslic cos alternatywnego dla Niej i dla Gwiazdy. Wymyslilem wiec SPA 🙂 Dziewczyny byly podobno wniebowziete – sauna, basen, maseczki, masaze twarzy i masaz garacymi kamieniami. Do tego zdrowy lunch i biegajaca wkolo obsluga. Sam bylem lekko spiety natlokiem obowiazkow w pracy, zapsutym mustangiem i dluga podroza, ze mocno sie zastanawialem czy nie wymienic sie z ktoras biletami na B.B.Kinga 🙂

Cardiff: my sie szwedamy a dziewczyny na SPA
Cardiff: w jakim hotelu bylyby dwa szczeniaki rotwailerki do zabawy?
Lunch w SPA
Cardiff: dziewczeta zabijaja czas - a my na koncercie
Cardiff: juz po SPA - usmiechy mowia same za siebie...

Dodatkowa atrakcje zapewnila nam Marta K., ktorej udalo sie zorganizowac nam bilety na Grand Prix zuzla! Podczas gdy dziewczyny moczyly tylki w solankach ja z ojcem zwiedzalismy Cardiff, ktore bylo po prostu oblezone kibicami zuzla, z ktorych duza czesc stanowili Polacy. Polskie flagi tak zalaly centrum Cardiff, ze wygladalo to na jakies polskie miasto w dniu 1 maja! Posaczylismy sobie Guinessa czekajac az dolacza do nas „wySPAne” gwiazdy i wybralismy sie na Milennium Stadion gdzie glosno juz bylo od ryku silnikow, piszczalek, trab, muzyki i dopingu. Niestety ja z ojcem nie moglismy zostac na cale Grand Prix gdyz czekal na nas nasz maly gwozdz wieczoru: wystep B.B.Kinga i Johna Mallay’a. Bylismy na GP jednak na tyle dlugo, zeby zobaczyc jak Ulamek zgarnal 3 punkty! Gwiazdy zostaly do konca i podobno bawily sie swietnie – co mnie troszke zaskoczylo (ale pozytywnie 🙂 )…

Cardiff: ulice pelne kibicow - polskich !!!
Cardiff: czy aby na pewno?
Cardiff: w oczekiwaniu na GP
Cardiff Milennium Stadium: na zuzel
Cardiff Milennium Stadium: Grand Prix 2009
Cardiff Milennium Stadium: Grand Prix 2009
Cardiff Milennium Stadium: na zuzlu
Cardiff: zaladkowa rulez

My z kolei, z koperta wspomnianej juz plyty B.B.Kinga pod pacha, wbilismy sie na sale koncertowa Cardiff International Arena. Wstyd sie przyznac ale byl to pierwszy koncert mojego taty! No ale trzeba przyznac, ze rozdziewiczenie nastapilo z pompa! Lot do Londynu, jazda do Cardiff i najwiekszy bluesman na swiecie! To sie nazywa pierwszy raz!!!!! 😉

Koncert super choc bajdurzenie Krola, ktory sie wyjatkowo rozgadal troche nas znuzylo – zwlaszcza, ze ja nie rozumialem wszystkiego ojciec niczego 🙂 a nasz dzien juz ciagnal sie 15 godzine! Za to wystepujacy przed Krolem John Mayall dal niezlego czadu i wygladalo na to, ze muzycy swietnie sie przy tym bawili. Pokusilbym sie nawet o stwierdzenie, ze publika zywiej reagowala na wystep Mayalla niz Kinga.

Pomimo moich usilnych prob przebicia sie do kogos z ekipy Kinga, zeby zdobyc jego podpis na plycie ojca, spotkalem sie z bariera nie do przejscia: nikt nic nie wie, nikt nie ma wejscia za kulisy, albo wie – ale nie powie… Oprocz tego skonfiskowali mi aparat wiec nie mam zadnego zdjecia 🙁 Na koniec koncertu zaaregowalem za wolno i juz nie zdazylem sie dopchac pod scene, zeby podrzucic plyte do podpisu. Do tego jakas „piczka” z ochrony na mnie wjechala, zebym jej nie dotykal. Na usta cisnelo mi sie polskie: „spier…. dziadu” ale, ze jestem lepiej wychowany niz nasz prezydent, mala szermierka slowna udalo mi sie ja zatkac i jeszcze sprawic, ze poczula sie glupio. Kiedy udalo mi sie w koncu podejsc pod scene, B.B.Kinga juz dawno nie bylo ale zagadnalem jednego z muzykow i w tajemnicy powiedzial mi w jakim hotelu sie zatrzymali i ze tam bede mial wieksze szanse na podpis. Pod hotelem czekalo juz dwoch innych kolesi, ktorzy byli kompletnie zaskoczeni, ze ktos oprocz nich wiedzial gdzie szukac Krola po podpis. Po jakichs 20 minutach w koncu podjechaly dwa czarne mercedesy i udalo nam sie spotkac twarza w twarz z samym B.B.Kingiem. Oprocz zdjecia, ktore zrobila i wyblagala dla nas Natalia mamy wlasnoreczny, autentyczny i unikalny dla nas podpis B.B.Kinga na plycie, ktora wedrowke swa zaczela w NY, wkrecila mnie w bluesa, przyleciala z Polski do Cardiff i teraz zajmie dumne miejsce w domu rodzicow.

Z tego co zaobserwowalem to przez caly wieczor King podpisal moze 10 plakatow na koncercie, kilka zdjec pod hotelem i nasza plyte! Nie mam jazdy na celebrity, nie scigam ludzi po podpisy i nie mam w tym zadnego doswiadczenia ale postawilem sobie za cel spelnic marzenie mojego taty. Fakt, ze udalo nam sie tego dokonac to jak, nawet nie wisienka – ale jak cale drzewo wisniowe na torcie calej tej wariackiej wyprawy!

B.B.King... (fot. Gwiazda)
...podpisujacy plyte (fot. Gwiazda)
podpisana plyta 🙂

W niedziele zjedlismy full english w prywatnym domu Val Thomas, ktora wynajmuje swoje pokoje dla weekendowych gosci w Cardiff i ktora przyjela nas jak starych znajomych. Po sniadaniu wyruszylismy w droge powrotna do Luton zahaczajac o piekny hotel Celtic Manor gdzie wypilismy kawe. Kilka godzin drogi pozniej odstawilismy rodzicow na lotnisko a sami w 30 stopniowym upale udalismy sie do Londka gdzie dzien jeszcze sie dla nas nie konczyl. Nie mogac sobie sam poradzic z samochodem musialem go jakos odstawic do warsztatu. Poprosilem wiec o pomoc Marka, ktory kupil sobie niedawno autko i rozpedzajac sie do gora 70km/h jakos doczlapalismy sie do Damona i juz w samochodzie Marka wrocilismy do domu. Jadac juz duzo szybciej 🙂

Cardiff: full english sniadanie czyli pelne angielskie breakfast
Celtic Manor - drogo ale pieknie...
Mustang: ostatnie poprawki przed oddaniem do warsztatu

Kazda normalna osoba zajelaby sie teraz wyciszeniem i odpoczynkiem. Moze posprzatalaby pokoj, wziela sie za jakas luzna ksiazke albo obejrzala film w TV. Ale nie my!!!! Dzisiaj, w najcieplejszy dzien w tym roku, udalismy sie na kolejny koncert. Tym razem juz tylko do HydeParku na Serpentine Sessions gdzie gwiazda wieczoru byla, bardzo przez nas lubiana, Regina Spektor.

Ale o tym napisze innym razem…..

4 komentarze

  1. ot sie Tomus rozpisal, ale…jak zwykle milo poczytac 🙂
    zadroszcze:)
    powodzenia zycze 🙂

  2. HYHY…milo bylo poczytac :)….widac po dlugosci wpisu jak wiele wrazen mieliscie w ciagu tych paru dni :)…oby wiecej. Pozdro z Poznania 😉

    ps. Podobienstwo pomiedzy Twoim Tata a Toba!!!!!……… bynajmniej wizualne….no comment 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *