Carboot Sale – czyli po naszemu „pchli targ”, to moje ulubione miejsce na poszukiwanie nikomu niepotrzebnych smieci. Stary aparat, przeterminowany film, ciekawa ksiazka to rzeczy, ktore tygryski lubia najbardziej. Tym razem jednak, wybralismy sie wieksza ekipa, zeby sprzedac troche naszych wlasnych smieci, ktore przez te kilka lat zdazyly zapelnic wszystkie mozliwe zakamarki w domu.
Pobudka w srodku nocy – o 6:00 – w dzien wolny od pracy to prawie jak kara, ale udalo nam sie zmobilizowac i juz o 7:00 bylismy na miejscu (jako malo istotny fakt, powiem tylko, ze to miejsce jest jakies 5 minut od naszego domu…). Uzbrojeni w termos z kawa, po dwa swetry, koce, spiwory i wszelkie inne akcesoria ocieplajace zajechalismy na wyznaczone miejsce. Wystarczylo tylko otworzyc bagaznik, zeby z kazdej strony, jak jakies hieny, wylonily sie masy ludzi. Kazdy z latareczka, ktora oswietlal droge swojemu wscibskiemu nosowi. Zagladaja pod pachy, miedzy nogi, zeby tylko jako pierwsi wylupic co cenniejsze rzeczy. Jedni szukaja perfum, drudzy komorek, lub innych elektronicznych sprzetow, inni plyt DVD. Jak sie pozniej okazalo, popelnilismy blad zoltodziobow i zamiast poczekac, az na miejsce wpuszcza prawdziwych klientow, dalismy sie napasc innym handlujacym, ktorzy szukali okazji do latwego zarobienia pieniedzy. Jeszcze zanim sie na dobre zrobilo jasno, juz sprzedalismy co ciekawsze rzeczy, ktore pozniej widzielismy u innych za, jak nietrudno sie domyslec, wieksze pieniadze. No nic, nauka nie pojdzie w las.
I nastepnym razem wybierzemy sie w lato…