…czyli: Gdzie nas licho wywialo w ten weekend.
Zaczelo sie od tego, ze postanowilem wpasc na chwile (taaa… na chwile…) na probe tego co zostalo po rozpadzie zespolu pAKT. Pogadac troche z Piotrkiem i umowic sie na jakies piwo. Skonczylo sie na tym, ze udalo mi sie „pospiewac” z nimi blues’a podczas dlugiego jam session na temat Sweet Home Chicago. Potem to juz tylko sluchalem zafascynowany jak rodzi sie nowy numer. W domu bylem po 24:00…
Sobota to standardowo poranny wypad na pchli targ a potem dyla do pracy gdzie trwaja przygotowania do sesji za tydzien. Przemalowuje jeden z pokoi na bialo, montuje mocowania lamp i tla. Jeszcze nie skonczylem i obawiam sie, ze moze bede musial spedzic tam jeden extra wieczor po pracy w tym tygodniu. Sesja w niedziele, ale nie chce zostawiac wszystkiego na ostatnia chwile.
Wieczorem wyszlismy na grilla do Marka, gdzie dotarlismy dosyc pozno (ja po pracy w studio a Natalia po wizycie u kolezanki) i zastalismy towarzystwo w mocno juz rubasznych nastrojach. Zwlaszcza gospodarz… Tylko co sie zaczelismy wkrecac a rozpoczely sie wedrowki ludow. Warto tu dodac, dla tych, ktorzy Londynu nie znaja, ze takie wedrowki do domu to jak podroz z Olsztyna do Torunia. Czasami zajmuje to 2 godziny a dystans 1 godzinowy jest uwazany za bezposrenie sasiedztwo 🙂 Dla nas na szczescie impreza byla „za sciana” bo niecale 20-pare minut drogi do domu. Gwiazda i Dominika zdecydowaly sie wyskoczyc z grilla na impreze do „Bialego Orla” gdzie ja osobiscie na dysko jeszcze nie bylem, ale dziewczyny mowia, ze to prawdziwy polski folklor. Panie w panterkach i panowie bez szyi lub z wasem.
Nasze male kolko „powaznych rozmow o zyciu i przyszlosci”, czyli Daniello vel. Lobo, Blazejowy vel. Zadzak i ja vel. „zdankowski com”, doczekalo do chwili kiedy na imprezie zostalo kilka osob i ruszylismy na spotkanie z dziewczynami i podroz do domu. W miedzyczasie nie zabraklo chwili na jobla fotograficznego, na ktorego efekty nie moge sie doczekac. Tak, tak Zadzak, to „oczko” do Ciebie. Wez sie do tej przyslowiowej „kupy” i wyslij mi zdjecia.
Jako zacni gospodarze nie odmowilismy schronienia zblakanemu Lobo i Zadzakowi i ku uciesze Natalii 😉 przedluzylismy jeszcze impreze o kolejna godzine gadania i niedopijanie piwa.
Niedziela obudzila nas padajacym sniegiem i jakimis 2 stopniami na plus, co jest raczej dziwne dla tej wyspy. Zwlaszcza o tej porze roku i w zestawieniu z faktem, ze w piatek bylo 17 stopni!!! Goscie sie rozjechali, Natalia pjechala do starej pracy na ekstra „szifta” a ja do biura dokonczyc prace w studio. Fakt, ze wstalismy o 11:00 i zabawilem w Joe’sie na kawke i deserek do 14:00, wcale nie pomogl mi za duzo zrobic. Jednak tlo wisi a sciany sa wstepnie pomalowane.
I tak wlasnie minal nam kolejny weekend. Z dala od domu i w ciaglym biegu. Nastepny nie zanosi sie inaczej, ale ciiiii……..
Nie zanosi sie na spokojniejszy??Moze jednak przynajmniej pospimy tym razem do 10???