Walia

Snowdonia, Walia

Moj miniony weekend rozpoczal sie godzine wczesniej niz planowalem. Szef chyba sam juz nie mogl usiedziec w biurze i powiedzial, ze mozemy skonczyc wczesniej. Pogoda dopisywala choc prognozy byly nieciekawe. Szykowal sie dobry, dlugi weekend….
Samochod mialem juz spakowany na cacy: aparaty w bagazniku, jakies dwie pary skarpetek, spodnie na zmiane, kocyk(i) i trumienke na dachu. Musialem tylko szybko dojechac do Salisbury do Molka, gdzie dolaczali do nas Sebastian i Ola. Bez trumienki nie dalibysmy rady. Mielismy tyle rzeczy, ze wiekszosc czasu zajmowalo nam znalezienie wlasciwej torby czy plecaka. Nic dziwnego, zwazywszy na fakt, ze kazdy z nas mial plecak pelen aparatow, obiektywow, filtrow no i oczywiscie statywy…. Moj jeszcze ujdzie, bo jest maly, zgrabny i nie zajmuje duzo miejsca, ale te dwa pozostale z oddali wygladaly jak wieza Eiffla. Jestem pewien, ze byly wystarczajaco mocne, zeby utrzymac ciezar samochodu – gdyby zaszla taka potrzeba 😉
Spakowani, z dobrymi humorami wyruszylismy. Ja za kolkiem a Molek jako GPS. Nawet bym polecil tego GPS-a gdyby nie brak funkcji zmiany glosu na kobiecy oraz, ze to wersja ze slownikiem tylko dla doroslych (cyt. „…w lewo mowilem durniu!!! Nie czytasz znakow???”)
Na miejsce docelowego noclegu, ktorym okazal sie opustoszaly parking, dojechalismy okolo 1:00 rano. Przy pomocy latarki, ktora, jak dluzej poswiecisz, wypala trawe, rozstawilismy namioty i z budzikami nastawionymi na 5:00 poszlismy spac.

Snowdonia, Walia
poranne zwijanie namiotow

Snowdonia, Walia
oraz pakowanie samochodu

Plan byl taki, ze z samego rana uderzamy na jakies widoczki, ale mijajac gore Snowdon zmienilismy zdanie i wybralismy zdobywanie tegoz szczytu. Snowdon to najwyzsza gora w Walii, 1085 m, co nie brzmi imponujaco ale zwazywszy na to, ze wspinaczke rozpoczyna sie z wysokosci okolo 400m daje 685m przewyzszenia i spacer okolo 6km na szczyt oraz kolejne 4,5km z powrotem.

Snowdon, Walia
ta gorka z tylu to Snowdon

Snowdon, Walia
3 maja 2008 a na Snowdonie wciaz resztki sniegu

Snowdon, Walia

Snowdon, Walia

Snowdon, Walia
patrzac w dol na przebyta juz droge

Snowdon, Walia
kubek goracej herbaty na szczycie

Snowdon, Walia
Molek vel. GPS

Snowdon, Walia
cala ekipa na wysokosci 1085m, od lewej: Darek(Molek), Sebastian, ja i Ola

Snowdon, Walia
zabezpieczenie przed wiatrem, ktory zwiewal mi czapke z glowy

Snowdon, Walia
tu juz chyba schodzimy

Z jezorami na wierzchu doczlapalismy sie do samochodu. Po krotkim siku i czekoladowym batoniku ruszylismy dalej szukajac przyjemnego miejsca na piknik. Tam zdjedlismy flaczki, o ktorych to marzylismy juz na szczycie, z pustymi zaladkami, smagani zimnym wiatrem.

Snowdonia, Walia

Snowdonia, Walia

Snowdonia, Walia
po krotkim lezakowaniu na trawce nad rzeczka, trzeba spakowac samochod…

Uwierzcie mi, ze z checia podalbym kilka nazw miejsc gdzie bylismy ale to Walia a tam niknie zasieg jezyka angielskiego. Wszystkie nazwy wygladaja jak zle wylosowane literki Scrabble, gdzie brakuje samoglosek. Tak dla przykladu Snowdon po walijsku pisze sie Yr Wyddfa, wiec sami widzicie, ze mozna sobie jezyk polamac, nie mowiac juz o szarych komorkach, ktore mialyby te nazwy spamietac…
Wieczor gonil nas szybko, a ze plan na dzien nastepny byl niewyrazny wiec udalismy sie w poszukiwaniu miejsca na nocleg. GPS Molka skierowal nas w miejsce, ktore wygladalo jak z bajki. Sugestia tak silna, ze ukradkiem rozgladalem sie za hobbitami lub chocby Gollumem. Raz nawet wydawalo mi sie, ze go widzialem ale to tylko moje wlasne odbicie bylo… Zgodnie z prognozami pogoda zaczela sie psuc. Przy lekkim deszczyku ale silnym wietrze rozkladalismy namiot. To co wydarzylo sie chwile pozniej, trwalo sekundy….
Podmuch wiatru zwial kondona od namiotu do rzeczki. Moje reakcja byla natychmiastowa i rzucilem sie na ratunek. Jak sie okazalo Molek tez postanowil ratowac swoj przybytek i obaj puscilismy dopiero co rozlozony namiot, ktory zniknal nam z przed oczu w podmuchu wiatru. Tak samo szybko jak rzucilem sie do ratowania kondona, zmienilem kierunek lotu, zeby ratowac namiot. Pech chcial, ze kamienie w strumyku byly mokre a moje zdolnosci akrobatyczno-koorydynacyjne wystarczyly tylko na dogonienie namiotu, ktory w tej chwili lecial juz sobie nad rzeczka….
Swiadkowie wydarzenia opisuja to tak: Tomek nic nie potrafi zrobic „normalnie”, nawet jak leci jak dlugi do wody musi zrobic to z gracja, po drodze wykonujac portojnego tulupa i nonszalacko pozdrawiajac tlumy lewa reka, ktora jako jedyna nie ulegla calkowitemu zamoczeniu.
Koniec koncow namiot wyszedl z tego obronna reka a ja musialem sie przebrac w suche ciuchy. Najgorsze bylo to, ze nie mialem butow na zmiane i reszte wieczoru ganialem w swiezych skarpetkach, ktore swiezymi dlugo nie zostaly. Pomimo moich usilnych prob trzymania nog jak najblizej grilla, skarpetki nie odzyskaly swojej oryginalnej suchosci i szybko dolaczyly do poprzednich, ktore juz lezaly w trumience w oczekiwaniu na sloneczne chwile. Spodnie w tym czasie zostaly przywiazane do galezi i wystawione na dzialanie wiatru. Do spania Molek pozyczyl mi swoich skarpetek.

Snowdonia, Walia
ogrzewam sobie nogi nad grillem

Noc byla wyjatkowo ciepla choc wiatr bujal nas non-stop. Wydawalo nam sie rowniez, ze padalo przez cala noc, ale nocne siku, poprzedzone macaniem trawy spod tropiku, pomoglo wyprowadzic nas z bledu. Noc okazala sie bezchmurna i pieknie gwiazdzista.
Z samego rana, z tylko 30 minutowym opoznieniem, ruszylismy polowac na kadry. Najpierw zaatakowalismy tan maly wodospad, nad ktorym sie rozbilismy, a ktory cala noc huczal, ze az trzeszczal. Z oporem wlozylem mokre jeszcze buty i przeprawiajac sie przez rzeczke udalo mi sie je ponownie zamoczyc…. Jak sie duzo dzieje, to mozna szybko zapomniec o takich pierdolach jak mokre buty lub pusty zaladek. No dobra, z tym drugim troche przesadzilem, po 2 godzinach robienia zdjec wszyscysmy zglodnieli i spotkalilsmy sie przy samochodzie na sniadanie.

Snowdonia, Walia
sniadanie mistrzow: angielski chleb, szyneczka z puszki, zimne piersi z wczorajszej kolacji…

Pogoda sie za bardzo nie poprawila ale przynajmniej ten deszcze co padal byl na tyle slaby, ze go ignorowalismy. Po sniadaniu wybralismy sie na wodospady, w trakcie drogi zmieniajac plan na plaze i latawiec. Po czym Molek zauwazyl, ze zostawil spodenki na miejscu naszego noclegu i zostawiwszy nas na plazy z latawcem pojechal po swoje wdzianko. Ten deszcz, co go tak ignorowalismy, pokazal swoje pazurki wlasnie wtedy kiedy bylismy na plazy, bez zadnego schronienia i bez samochodu, w ktorym moglibysmy go przeczekac. Fakt, ze brodzilismy po kostki w wodzie i to w czasie deszczu wcale moim butom nie pomogl. W trakcie kolejnego odcinka, juz w samochodzie, postanowilem wiec je zdjac, co dosyc szybko wywolalo protesty ze strony pasazerow i przylgnela by do mnie ksywa „smrodek” gdyby nie to, ze Molek tez zdjal swoje buty i wcale nie pachnialy kwiatowo….
Co by zreflektowac troche GPSa, wpadl on na genialny pomysl suszenia skarpetek. A w tej chwili mialem trzy pary mokrych i jedna suchych ale juz sie nie nadajacych, wiec pomysl ten byl jak najbardziej pomocny:

Snowdonia, Walia
suszarka marki BMW, pomyslu Molka

Reszte dnia pokrecilismy sie po okolicznych drozkach wijacych sie po zboczach gor, ktorych szerokosc pozwalala na swobone wyminiecie sie dwoch…. rowerzystow. Nic wiec dziwnego, ze towarzystwo, badz co badz nie majace wplywu na kierowanie samochodem, co rusz krzyczalo: „zwolnij!”, „owca!”, „zakret!”, „jezuuuuuuu!!!!” itp. Kazdy, kto choc troche lubi jazde samochodem, bylby zachwycony! Dlatego nie dziwila nas dosc duza obecnosc sportowych wozow typu Impreza, Mini, Evo, ktore mknely po tych waskich drogach. Tam gdzie hamowanie silnikiem juz nie wystarczalo bo nachylenie drogi wynosilo nawet 15%, hamulce zmeczyly sie na tyle, ze musielismy sie zatrzymac i poczekac az ostygna i przestana pachniec rajdem…. 😀
Drozki te zaprowadzily nas w koncu na miejsce kolejnego spania. Tym razem w bardziej cywilizowanym miejscu ale nie mniej urokliwym. Po rozlozeniu namiotow, ktore tym razem odbylo sie bez strat, zasiedlismy do wieczerzy przygotowanej przez Molka. Jak sobie przypomne to mi na zmiane leci slinka i brzuch boli – tak sie objadlem. Na targu kupilismy reklamowke pelna cyckow kurczakow, wieprzowiny, krow i to wszystko wyladowalo na grillu.
Potem rozpalilismy sobie ognisko. I to uswiadomilo mi jak bardzo tesknie za takimi klimatami. Nie moglem sobie przypomniec kiedy ostatni raz siedzialem w lesie, przy ognisku, z piwkiem w reku i w dobrym towarzystwie.
Nastepnego dnia wstalismy z duzo wiekszym opoznieniem niz zwykle bo az 2 godzinnym. Pozamiatalismy po sobie i ruszylismy wzdluz strumienia na wodospady.

Wodospady Ystradfellte, Walia
jak dobrze popatrzyc to widac moje skrzela pod cyckami

Wodospady Ystradfellte, Walia

Wodospady Ystradfellte, Walia

Wbrew czarnym scenariuszom angielskich pogodynek pogoda byla super. Spokojnie okolo 20 stopni! Nie przewidziawszy takich temperatur musialem sie schlodzic po zdjeciu z siebie 5 warstw 😀 Po obejsciu pierwszej grupy wodospadow wrocilismy do auta i pojechalismy na kolejne skupisko. Tam natknelismy sie na ekipe wodospadolazow, ktorzy takze zwiedziali wodospady ale troche inna metoda: od srodka! Wygladalo to na swietna zabawe i chcialbym kiedys cos takiego zrobic.
Tym razem „spacer” byl dluzszy i wiazal sie z przeprawa przez nurt, wdrapywaniem sie na 100 metrowe zbocza, zeby po chwili zejsc 120m w dol. Wodospady zapierajace dech w piersiach. Przeprawiajac sie przez jedno ze zwalonych drzew rozerwalem sobie spodnie w kroku, ku wielkiej uciesze calej wycieczki. Potem bylo juz tylko gorzej. Rozdarcie robilo sie corac wieksze wiec chodzilem z polowa dupy na wierzchu. Nadal nie powstrzymujac sie przed pozdrawianiem przechodniow 🙂
Nie chcielismy wracac ta sama droga wiec wybralismy sie „na skroty” i bez mapy inna droga pomimo placzliwego: „Nie mamy czasu na skroty!” Oli. Do jakiegos czasu szlismy nawet szlakiem, ktory jednak zdawal sie nas wyprowadzac w zlym kierunku. Postanowilismy wiec przetrzec wlasny. Bylo ciezko, momentami moze nawet niebezpiecznie ale bylo warto! Zobaczylismy miejsca niedostepne dla pielgrzymek turystow: stare mlyny wodne, ciekawe wodospady i uskoki, dzikie polany pelne kwiatow. Kondycyjnie bylo ciezko, ale dalismy rade i z uczuciem wielkego zmecznia ale i satysfakcji doszlismy do samochodu. Uwalone blotem buty wyladowaly w trumience, razem ze skarpetkami, ktore wydaly z siebie ostatni oddech…. wlasciwie to wciaz go wydawaly, dlatego zostaly umieszczone w izolatce. Jako, ze suszarka Molka nie bardzo pomogla moim skarpetkom dostalem nowe od Sebastiana 🙂

Wodospady Ystradfellte, Walia
z tylu ekipa wodospadolazow

Wodospady Ystradfellte, Walia

Zanim przeprawa sie skonczyla moje spodnie ulegly kompletnemu zniszczeniu i dlatego reszte podrozy odbylem ubrany jak angielsko-polska wersja „nagiego kowboja”:

Salisbury

Musimy to powtorzyc!!!

9 komentarzy

  1. chowajcie sie dziewice bo nadchodzi dziarski cowboy tomash !!!!
    widze ze duzo stracilem zostajac w londynie….

  2. a co to za porno?i mnie tam nie bylo???Do zdjecia trzeba bylo zdjac skarpetki!!!

  3. poplakalam sie ze smiechu czytajac te przygody , w pieknym stylu napisane przez Tomka/tak trzymac/
    A wycieczka wspaniala pozazdroscic!!!!!!Nie ma to jak dzika natura,ognisko ,piwko itd!!!

  4. Niezle niezle tomku. Pokazywać światu klejnoty,a molek jak zwykle nieuczesany.
    PS. Masz jakis płaski monitor załatwić na wrzesień dla tesciuf?

  5. Dobrze Natalia ze zostal w skarpetkach przy tych zdjeciach.
    Przynajmniej wyglada jak aktor…z dobrego niemieckiego pornusa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *