Wiem, wiem. Jestem spozniony… Chcialem wrzucic wpis wczesniej ale brakowalo mi weny. Czesto dostaje „atakow tworczosci” w pracy i jak mam chwile to spisuje mysli do notatnika i wklejam na bloga. Ostatnio jednak nie mam za duzo wolnych chwil w pracy wiec blog lezal odlogiem…. Ponizej to, co skleilem wczesniej, a co czekalo w kolejce na chwile natchnienia.
Niestety wpis bedzie na „suchotnika”. A jak to jest „na suchotnika”, zapytujecie??? Ano bez zdjec 🙁 bo mam jakis problem z ich wrzuceniem… (OK Juz sa 😉 )
OK. Kolejni goscie byli, pobyli i zostali odprawieni. Pokoj udalo sie doprowadzic do porzadku. Kolejki do komputera czy lazienki rozpuscily sie jak cukier w herbacie. A propos, cukier tez sie skonczyl. Tydzien minal jak siedem dni: raz, dwa, siedem i trzeba wyjezdzac. Goscie wiekszosc czasu zorganizowali sobie sami i widywalismy ich tylko rano, gdy na nas krzyczaly budziki a oni nieprzytomnie lezeli w lozku. Nieprzytomnie po calym dniu zwiedzania, ma sie rozumiec. W tym krotkim, bo tylko siedmiodniowym tygodniu, znalazl sie czas na kino, na wieczory przed TV, na grzane piwo czy zwykla wodke, na otwarcie Royal Institute, na sprobowanie ostryg, na grad i snieg, na mroz. A to tylko kilka rzeczy w ktorych ja wzialem udzial. Bez mojego udzialu wydarzyly sie rowniez: dyskoteka, koncert, egzotyczne restauracje, masaz, wiecej wodki, muzea, Oxford. Wyglada na to, ze Dominika i Szymon wyciagneli z Londynu wiecej przez jeden tydzien niz my przez cztery lata!!! Wszystko mieli rozpracowane z wojskowa precyzja, z malym tylko marginesem na blad. Tym bardziej jestem pelen podziwu, jak malym zakloceniem dla Planu byla mala niedyspozycja Szymona, ktory leczyl sie tradycyjnym przepisem babci: 3 krople wody na szklanke wodki, ale koniecznie tuz po przebudzeniu i jeszcze przed pierwszym „dzien dobry„! Wyglada na to, ze pomoglo. Przynajmniej Szymonowi….
Chyba najciekawsze bylo otwarcie Royal Institute. Bardzo ciekawy budynek z interesujaca historia. Dosyc ciekawe eksponaty, roznorodne pokoje utrzymane w roznych stylach, jacys przebierancy, hostessy i my – banda wyglodnialych i przemoczonych turystow. Przemoczonych, bo udalo nam sie zaliczyc pierwszy w tym roku snieg z deszczem, ktorego 5 minutowe apogeum zastalo nas Berkeley Square! Humory jednak szybko nam sie poprawily i nie bez znaczenia byl fakt, ze dla gosci RI bylo mnostwo roznych przekasek…




Muzycznym odkryciem tygodnia spedzonego z Szymonem musi byc SIA. Australijka, ktora spiewa calkiem udane melodyjki. Od Dominiki natomiast dostalem spiewajacego Czeslawa, ktory jest chyba polskim odkryciem roku – a na pewno nowoscia dla mnie.

a ja tyle… cukierkow przygotowalam…i nie przyszedl NIKT! Nikt!!! A gdziez ten Royal Institut? I co to takiegoz?
tylko tydzien mnei nie bylo na wyspach…a tu takie zmiany…hihihih
przepis babci bardzo skuteczny tylko ze wody nie dodawalem. dzieki za goscine. musimy was jeszcze kiedys nawiedzic!
Zapraszamy, zapraszamy 🙂